Bieszczady na motocyklu we wrześniu
20 sierpnia, wieczór, dzwoni Razor – no tego no ten może wybierzemy się w Bieszczady na motocyklu ? Nie trzeba mnie dwa razy namawiać. Skład na wyjazd ma być ekskluzywny – Razor, Slayer, Łasuch i ja – wyjeżdżamy w pierwszy weekend września.
Pierwszy weekend września, pogoda pod psem, wyjazd odwołany, więc podejmuję się malowania w domu, które przeciąga się na kolejny weekend. Zatyrany po całotygodniowym malowaniu podejmuję jednak decyzję, że bez względu na pogodę w czwartek rano wyjeżdżam sam motocyklem w Bieszczady.
Ranek
Ranek wita mnie piękną pogodą – szybkie pakowanie i już lecę w kierunku Sandomierza. Droga przez Sandomierz zajmuje więcej czasu, jednak jest dużo przyjemniejsza niż przez Radom. W Sandomierzu skusiłem się na droge na skróty, aby ominąć Rzeszów bokiem. Była to bardzo dobra decyzja, bo trafiłem na bardzo urokliwe miejscami rejony, nie wspominając już o górka, dołkach i zakrętach. Wolnym tempem, przed 16.00, dotarłem do Polańczyka i zameldowałem się u swoich gospodarzy.
Kolacja jak zwykle smaczna w Zakapiorze, szkoda tylko że w samotności – ta kwestia będzie się przewijać wielokrotnie podczas tego wyjazdu. Wykorzystując ładną pogodę i zaopatrzywszy się w butelkę książęcego wyruszyłem na spacer wokół jeziora.
Piątek
Piątek przywitał mnie piękną, wręcz upalną pogodą, więc zaplanowałem na ten dzień 280 km bieszczadzkich winkli po możliwie najlepszych drogach.
Z Polańczyka wyjechałem przed 12.00 i skierowałem się przez Stężnicę i Baligród na Cisnę. Jest gorąco – temperatura sięga 30 st.C. Jednym ciągiem przelatuję przez Ustrzyki Górne, Ustrzyki Dolne, Krościenko i dojeżdżam do Załuża.
W Zagórzu wskakuję na świeżo odnowioną drogę do Komańczy. Tak. To zdecydowana konkurencja dla Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej, bo tu czuć jeszcze tą bieszczadzką dzicz. Następnego dnia mam tu powrócić – niestety pogoda nie będzie już taka łaskawa jak dzisiejszego dnia.
Do Polańczyka wracam moją ulubiona drogą w Bieszczadach – z Dołżycy przez Terkę. Zagęszczenie zakrętów na tym odcinku jest nieprawdopodobne, choć nie jest to droga do ścigania. Wracam do Polańczyka i na kolację udaję się ponownie do Zakapiora. Ponieważ wieczór jest przyjemny, do domu wracam wzdłuż linii brzegowej jeziora.
Sobota
Ranek budzi mnie pięknym słońcem i temperaturą w okolicach 20 st.C już o 7.00 rano, więc nie tracąc chwili, organizuję szybkie śniadanie i o 8.30 pędzę przez Stężnicę do Cisnej. Tu tankuję i lecę do Brzegów Górnych. Plan na dzień dzisiejszy jest taki, że wjeżdżam wszędzie tam gdzie jeszcze mnie nigdy nie było na motocyklu.
W Brzegach Górnych skręcam w lewo i przez Nasiczne, Dwernik i Chmiel docieram do Zatwarnicy, aby tu dokonać małego rekonesansu okolicy. Następnie przez Procisne kieruję się do Mucznego.
Mam wrażenie, że za każdym razem jak jadę do Mucznego, droga jest coraz gorsza. Jazda tą drogą wymaga nie lada refleksu. Za Mucznem droga na chwilę się poprawia, zamieniając się jednak po kilku kilometrach w najgorszą drogę jaka miałem okazję do tej pory poruszać się w Bieszczadach. Po 5 km tych wybojów przez Tarnawę Niżną i Wyżną docieram do Bukowca. Dalej już nie pojadę – droga się kończy i można iść już tylko z buta.
Zbieram siły na drogę powrotną i ruszam do Ustrzyk Górnych. Jest po 12.00. W Brzegach Górnych zauważam ciemną chmurę deszczową i podejmuję decyzję, że muszę dotrzeć przed deszczem do Cisnej. Kilometr przed Cisną dopada mnie burza.
Burza
Zatrzymałem się na stacji benzynowej niestety dość mocno przemoczony. W chwilę później zatrzymała się też grupka Słowaków na Valkirii, Fury i Gold Wing.Przywitałem się pierwszy, w odpowiedzi zostałem uściskany klasycznym niedźwiedziem przez gościa większego ode mnie o głowę. Specjalnie nie rozmawialiśmy, ponieważ zajęci byli ubieraniem się w kombinezony przeciwdeszczowe. Ubrani, po kilkunastu minutach odjechali w kierunku granicy.
Odczekałem około godziny i ruszyłem po przesychającym asfalcie. Temperatura spadła o 10 st.C i nie było już tak przyjemnie jak rano. Śliski asfalt nie pozwalał na ostrzejsza jazdę, więc turlając się 80-ką przez Majdan ruszyłem w kierunku Komańczy. Pogoda nie rozpieszczała.
We mgle, w chłodzie dotarłem przez Rzepedź, Lesko, Baligród i Stężnicę do Polańczyka. Wieczorem obiad i ostatni rzut okiem na jezioro – jutro powrót do domu.
Droga powrotna w niedzielę praktycznie cały czas w deszczu. Przydał się kupiony w zeszłym roku w Gmoto.pl przeciwdeszczowy, jednoczęściowy kombinezon. Użyty pierwszy raz – obsługa prosta i komfort jazdy przyzwoity.
W czwartek po powrocie na FB info od Razora – ha ha, jednak sam pojechałeś !
Bieszczady na motocyklu to obowiązkowa pozycja dla każdego motocyklisty.
Bieszczady są magiczne, jednak podczas takiej podróży motocyklem, to musi być coś jeszcze bardziej niezwykłego. Z zazdrością się czyta i ogląda te zdjęcia! 😉