Na motocyklu w Bieszczady
Czwarty wyjazd na motocyklu w Bieszczady należy uznać za jeden z najlepszych – 4 dni, nowe trasy i sprawdzony 3-osobowy skład – Nowak, Zawada i ja.
Do ostatniej chwili pogoda była niepewna. Kupiłem w związku z tym specjalnie kombinezon przeciwdeszczowy. Na szczęście nie użyłem go ani razu.
Trasa
Sprawdzona trasa prowadziła przez Kozienice, Sandomierz, Lipsko, Jarosław i Przemyśl. Przed Przemyślem łapie nas małe oberwanie chmury, jednak przeczekujemy je i już po chwili możemy podróżować dalej. Najlepszy kawałek drogi z Przemyśla do Leska niestety pokonujemy dość wolno, ze względu na mokry asfalt. Przed 17.00 jesteśmy na miejscu i meldujemy się w domku, niedaleko naszego stałego miejsca kwaterunkowego. Przebieramy się i pędzimy na obiad. Kilka obowiązkowych fotek nad Soliną i wracamy na kwaterę, aby regenerować siły na jutrzejszy dzień.
Czas na motocyklu w Bieszczady
Piątek wita Nas zdecydowanie lepszą pogodą niż czwartek. W dobrych nastrojach ruszamy najpierw nad zaporę. Byłem tu za każdym razem kiedy odwiedzam Bieszczady – nie inaczej jest tym razem. Sesja zdjęciowa i pędzimy dalej.
Tankujemy w Lesku i przez Baligród i Cisnę dojeżdżamy równo w południe dojeżdżamy do Ustrzyk Górnych. Ruch na drodze minimalny, chłodnawo, sporo chmur przez które przebłyskuje piękne, niebieskie niebo. Chwila relaksu i lecimy do Lutowisk.
Krótka sesja i przez Polańczyk wracamy do Leska na tankowanie. Godzina jeszcze młoda więc kierujemy się na Zagórz, Komańczę i przez Cisnę wracamy na zasłużony wypoczynek. Dzień udany – nakręcone blisko 400 km.
Wyskok na Słowację
Sobota jest chłodna, powietrze wilgotne. Dziś zaplanowaliśmy wyskok na Słowację. Z Cisnej przez Radoszyce kierujemy się na do naszych sąsiadów. Trasa widokowo jest świetna i asfalt niczego sobie. Przez Słowację jedziemy zgodnie z obowiązującymi znakami – jeśli jest 50km/h, nikt nie jedzie szybciej. W Niźniej Poliance przekraczamy granicę i wracamy do Polski. Chłopaki na oparach paliwa dotaczają się na stację w Nowym Żmigrodzie. Ze stacji kierujemy się do Bórki – do muzeum polskiego naftownictwa.
Dzień powoli się kończy, a my przez Rymanów Zdrój, Jaśliska, Wisłok, Komańczę i Cisną wracamy do Polańczyka. Znów wyszło prawie 400km.
W niedzielę wyjeżdżamy dość wcześnie. Byliśmy już spakowani dzień wcześniej, więc opuszczenie Polańczyka było dość sprawne. Dość raźnie przejeżdżamy przez Rzeszów i ponownie na oparach dojeżdżamy do stacji benzynowej w Kolbuszowej. Powrót dość spokojny – koło Tarnobrzegu mylimy drogę i trochę okrężną drogą przez Sandomierz powracamy do domu. Kolejny wyjazd w Bieszczady na motocyklu dobiega końca.